Ci, którzy zaglądają do mnie systematycznie, wiedzą, że co jakiś czas pojawia się wzmianka o Laurze Ashley, mojej największej inspiracji. Tak też będzie i dzisiaj, a to za sprawą cudownego prezentu, który dostałam prosto z Paryża. Kiedy (jeszcze wtedy przyszła) teściowa mojej przyjaciółki dowiedziała się, że jestem ogromną miłośniczką stylu Laury Ashley postanowiła mnie obdarować dwiema ogromnymi zasłonami, które kiedyś wisiały w jej paryskim mieszkanku. Jest to dla mnie ogromna niespodzianka, a jednocześnie mój zachwyt nie ma końca. Zasłonka pochodzi z kolekcji z 1976 roku, co dodaje jej tylko "smaku". Muszę przy tej okazji wspomnieć, że kolekcje zasłon Laury Ashley są dopracowane w każdym szczególe m.in. tkaniny są łączone tak, że wzór jest idealnie dopasowany i motywy tworzą idealną całość, a szwu praktycznie nie widać (dla mnie to prawdziwe mistrzostwo).
zasłonki mają śliczny motyw zielonych koniczynek na białym tle
Muszę się też koniecznie podzielić z Wami moją kolejną radością, jaką z pewnością jest wygrana u
Leny. Cieszę się normalnie jak pierwszak ze swojego pierwszego piórnika, wszak wygraną jest właśnie śliczny piórnik wraz z przyborami Cath Kidston. Lenko, jeszcze raz bardzo dziękuję!!! Czyż on nie jest cudowny ?
Na koniec przypominam o moim
candy, dziękuję wszystkim, którzy się już wpisali. Kto jeszcze się nie zdecydował ma czas do 14 listopada. Dziękuję serdecznie za wszystkie życzenia, a swoją drogą to miło tak przedłużyć sobie świętowanie urodzin ;)
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie!